Dzień 19 - z deszczu pod rynnę
Zanim bohaterowie zdążyli zaplanować dalsze kroki, ich uszy pochwyciły zbliżający się tętent kopyt. Kilkunastu jeźdźców, którzy wpadli na dziedziniec zobaczyli małą grupkę wbiegającą do stodoły. Krótka wymiana zdań doprowadziła do rękoczynów. Arylinn została związana, a reszta uciekła z powrotem do wampirzych podziemi, podczas gdy stodołę objął niszczycielski płomień. Gdy mocodawcy złupili posiadłość, zaprószyli ogień pod rezydencję, odjechali do swego mocodawcy - ser Ryszarda. Drużyna uratowała drobny ułamek kolekcji obrazów przodków zwampirzonej, zakochanej w pogrążonym w śpiączce lokaju lady Moonroe.Będąc niezainteresowanym wobec tragicznych losów lokaja, samolubnych czynów lady Moonroe oraz tajemniczej zmiany charakteru ser Ryszarda, bohaterowie ruszyli do miasta portowego Koncen. Po drodze napotkali dwóch gigantów, którzy w małej jaskini zgubili swoją "błyskotkę". Drużyna postawiona wobec kammiennych argumentów, szybko odzyskała przedmiot, który okazał się być stalową tarczą z łacińskimi inskrypcjami oraz trójką światełek.
Oddawszy bez żalu artefakt dwójce gigantów, bohaterowie o zmroku dotarli do Koncen. Miasto otaczał kordon slumsów, a za miastem widać było ogromną nieckę, większą od miasta wypełnioną czymś, co z daleka wyglądało jak ruiny metropolii. Maerwal zaczął wypytywać miejscowych o plotki - wiele z nich (jak to plotki) było dziwnych lub wręcz sprzecznych ze sobą. Bogowie mieli rzekomo umrzeć, powiedział zdesperowany kapłan. Ruiny są pełne artefaktów, które mają własną inteligencję i mogą dać ludziom siłę, lub pochłonąć właściciela. Jest tam jedzenie sycące na tygodnie. Są tam podobno klany barbarzyńców, z których jeden ogłosił się królem.
Trzymając się wcześniej ustalonego planu, William poprowadził drużynę do portu. Tylko jeden kapitan był gotów odpłynąć. Do portu przybywało wiele statków, ale większość zamierzała poczekać, by wypełnić ładownie artefaktami z ruin. Pirat z niesmakiem zauważył, że w tym świecie statki nie żaglują, a poruszają się raczej przy pomocy napędów ser Henryka.
Dzień 20 - wiatr w żagle!
Rozgrzmiały rozkazy kapitana, pokład zadrżał od tupotu stóp załogi zajmującej pozycje. Wszyscy napięli mięśnie oczekując nagłego zrywu, który nastąpi po włączeniu napędu ser Henryka. Jakby na złość drużynie, nic się nie wydarzyło. Duży czerwony przycisk w maszynowni co prawda wydawał charakterystyczne "klik", ale nic więcej się nie działo. Gdy Maerwal dowiedział się, że napędy były dostarczane od kapłanów, postanowił pomodlić się o przewodnictwo.Tymczasem William uśmiechał się pod nosem. Jego znajomość fachu żeglarskiego może okazać się jeszcze przydatna!